
Czasem chciałabym wyglądać jak
Dita von Tesse... Moim zdaniem to chodzący ideał :-) [Fotka z sieci, niestety nie wiem, kto jest jej autorem].
Opowiem wam dziś historyjkę i tylko nie umiem określić, czy wesoła, czy raczej smutna to opowiastka ;-) Jak to w bajkach mawiają: „Chcecie, to posłuchajcie...”.
Raz na jakiś czas – bardzo rzadko, przyznaję – przychodzi taki dzień, kiedy trzeba wyglądać elegancko, kobieco, czy jak to tam nazwać. A że ja raczej babo-chłop jestem, duuuży i na pewno nie elegancki na co dzień, a do tego kompletnie nie umiejący nosić spódnic... to jest to... cóż... katastrofa! :-/ Zawsze zaczyna się od – jak najbardziej kobiecych ;-D – słów: „Co mam na siebie włożyć?”. Ale te pomińmy – po intensywnych poszukiwaniach, przymiarkach, siódmych potach... coś w końcu znajduję. Potem buty... no ale o tym też nie będę pisać, bo większość znanych mi kobiet nigdy – podkreślam: NIGDY, we własnym mniemaniu, oczywiście ;-) – nie ma odpowiednich do okazji i reszty stroju butów. Najśmieszniejsza jest u mnie zawsze część ostatnia: makijaż.
- Nooo, ładnie, ładnie :-) A może byś usta podkreśliła jakimś mazidełkiem? - mówi on.
- Hmmm, czemu nie? Ale wiesz, ja nie mam żadnego mazidełka :-/ - mówię ja.
- Czy ty aby na pewno jesteś kobietą? Może jesteś robocicą i nawet o tym nie wiem? - dogryza on.
- Cóż, to dokręcę jeszcze kilka śrubek i możemy lecieć. Mazidełko kupimy po drodze. Pomalujesz swoją lalę-robocicę kolorkiem, jaki sam wybierzesz ;-) - kończę ja.
Nawet moja mama się uśmiała, choć jak w końcu sama przyznała:
- Znajdzie się kilka mazidełek w mojej przedwojennej zabytkowej kosmetyczce, ale wiesz, data produkcji jest sprzed kilku lat...
Ha! I oto dowiedziałam się, że pochodzę z całej długaśnej linii lal-robocic ;-D Ale jakoś się tym za bardzo nie przejmuję ;-D