Dobrze, że mam wciąż wolne, bo po wczorajszej wycieczce ledwo mogę palcem ruszyć... ;-) ale warto było!!! Wreszcie nareszcie udało mi się dojechać do muzeum w Rogalinie i do tego bez noclegu! ;-D Wiem, zaraz ktoś się zacznie śmiać, że przecież to zaledwie 24 kilometry w linii prostej od miasta, jakieś pół godzinki... no może 40 minut samochodem w jedną stronę... ale dla kogoś, kto porusza się wyłącznie transportem miejskim/podmiejskim, to niemal jak wyprawa w... Himalaje. ;-) [Z Poznania, a i owszem, jedzie PKS, ale dopiero popołudniem, więc jakoś tak bez sensu, bo park i muzeum zamykają o godzinie 16.00. Musiałam pokombinować i znaleźć alternatywną trasę...]
W tamtą stronę jechałam trzy godziny – taaak, to dopiero trzeba być zawziętym, co? ;-) – z postojem w Kórniku, gdzie połowę tego czasu tkwiłam [to znaczy nie całkiem, bo pobiegłam jeszcze do arboretum! a co ja będę marznąć na ławce, jak mogę wśród drzew? ;-) trochę fotek jest powyżej] w oczekiwaniu na busik w stronę Mosiny, który się zatrzymuje tuż-tuż przy rogalińskiej bramie parkowej! [fotki będą poniżej ;-) ] Dojechałam szczęśliwie i... ależ się cieszyłam!!! Park przepięknie wymalowany jesienią, słońce przebijało się przez liście, które zresztą opadały przy każdym lekkim nawet podmuchu wiatru, zaściełając zupełnie niektóre trakty parkowe; dzień był chłodny, ale nie zimny, idealny na dłuższy spacer, ale i na postój przy dębach, gdzie zjadłam rogala marcińskiego [proszę nie oceniać ;-D to tylko małe odstępstwo od tradycji; 11 listopada też zamierzam zjeść... jednego rogala! ;-D ] i nastrzelałam jakieś tysiąc pięćset fotek wiekowym drzewom. Poszwendałam się jeszcze alejkami i ścieżkami parku.
Następnie zwiedziłam galerię malarstwa; kocham to miejsce między innymi za piękny budynek ze szklanymi dachami, które wpuszczają mnóstwo naturalnego światła do sal i za wyjątkowy zbiór nie tylko polskiej sztuki, a nie byłam tam już... ponad 15 lat? Więcej? :-/ Po drodze był remont, ale to mnie nie usprawiedliwia. Ależ ten czas ucieka... Ten zbiór sztuki można zobaczyć wirtualnie na stronie Muzeum Narodowego w Poznaniu -> KLIK
Na koniec, na czas „złotej godziny”, czyli przepięknie zmieniającego się koloru światła przed zachodem, posiedziałam w alejce prowadzącej do pałacu [nie zwiedzałam tym razem, bo już by mi czasu zabrakło. Teraz, jak wiem, jak dojechać do Rogalina, zaplanuję drugą wycieczkę i wtedy zwiedzę tylko pałac i galerię portretów].
Powrót – z krótką „chwilą grozy”, bo busik spóźnił się 10 minut i już w mojej głowie pędziły myśli: „I co teraz? Nogi mnie już nigdzie nie poniosą, nawet do mauzoleum nie podeszłam, a to pewnie z trzy minuty tylko od parkowej bramy... stopy bolą jak diabli, o zapewnieniu sobie noclegu nie pomyślałam... I co teraz!??? Oj!” – trwał mniej więcej tyle co dojazd, więc w domu wylądowałam późnym popołudniem, gdzie „padłam na pysk” i zasnęłam od razu! ;-D Ale warto było bez dwóch zdań, co i wam polecam!!!
Potem Rogalin!
* * *
No a co do konkursu jesiennego z numerem 198 – mamy już dwójkę szczęśliwców, do
których polecą paczuszki z książkami*:
- - -> Dorota M. <- - -
- - -> agniesia125 <- - -
...którym serdecznie gratuluję!
Obowiązkowy przypisek: „Będę potrzebowała podstawowe dane do wysyłki. U dołu
strony znajduje się mój adres mailowy [wraz z regulaminem konkursu], na który
poproszę je podesłać. Jednocześnie zapewniam, jak zawsze wielokrotnie
podkreślając!, że nigdy nikomu nie przekazuję adresów swoich Czytelników –
wykorzystuję je wyłącznie do wysyłki książek z danego konkursu, po czym usuwam
z pamięci komputera itp. itd.”.
* * *
Życzę wszystkim spokojnej przerwy świątecznej, sporo siły, wielu krzepiących wspomnień i refleksji... ale i radości z cudownej jesiennej pogody! Pozdrawiam! Pa!
= = = = =
* Jeśli się nie pogniewacie, to paczki nadam 8 listopada,
gdy już wrócę na normalne, „robocze” obroty, bo przez kolejny tydzień zamierzam
cieszyć się wolnymi dodatkowymi dniami! OK? Poproszę o potwierdzenie w mailu.
Oczywiście mogę wysłać „od ręki”, jeśli takie będzie życzenie – proszę się nie krępować i mówić od razu: „Chcę książki już, teraz, natychmiast!” ;-D bo to też nie
problem.
I jeszcze mały PS - korzystając z urlopu, który staram się „wycisnąć do ostatniej kropelki”, byłam też wraz z przyjaciółką wygrzać się ;-) w poznańskiej Palmiarni, o której niedawno wspominałam, ale relację zdam i fotki pokażę innym razem.